We wtorek (18.11.2014) siedem uczennic klas V - VI pojechało na warsztaty historyczne do Instytutu Pamięci Narodowej (IPN). W tym gronie byłam też ja. Razem z Panią Dorotą jechałyśmy autobusem miejskim, metrem, a w drodze powrotnej tramwajem.
Tematem zajęć były dzieci w czasach wojny, które najpierw deportowano do Rosji na ciężkie roboty. Później uratowano je i zostały deportowane w najdalsze zakątki Świata - w tym do Nowej Zelandii. Mieliśmy zadanie by wypisać jakie były warunki podczas deportacji, ciężka praca i pożywienie.
Ludzie trafiający na tereny ZSRR musieli ciężko pracować. Najczęściej byli to wojskowi, urzędnicy i wysoko wykształceni ludzie wraz z rodzinami. Gdy otwierali drzwi domów, widzieli sowieckich żołnierzy, którzy mówili im, że mają tylko 30 minut na spakowanie się. Polacy nie wiedzieli gdzie jadą i po co. Przejazd był bardzo niewygodny. Ludzi wpychano siłą do wagonów towarowych. Musieli tam siedzieć na półkach nawet po 10 osób. W takich wagonach było zimno, ciemno i tłoczno.
Domki, a raczej chaty mieszkalne przepuszczały zimno. Nie było tam szaf ani półek, jedynie piętrowe prycze.
Jedzenie nie było wcale lepsze. Zazwyczaj były to cienkie zupy z kapusty lub ryb. Czasami dawano mięso z robakami, lecz ludzie jedli je, by tylko przeżyć.
Na szczęście podpisano traktat na którego mocy uwolniono wszystkich z osad i deportowano. Ludzie deportowani mogli dołączyć do armii Rosyjskiej
Na koniec losowaliśmy nazwiska osób deportowanych i pisaliśmy do nich krótkie listy. Mogły zawierać życzenia świąteczne.
Myślę że warto było pojechać. Bardzo dużo się dowiedziałam i jestem z tego dumna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz